Niegdyś prostowanie zębów było przykrą koniecznością teraz stało się bardzo popularne. Można stwierdzić, że zapanowała moda na aparaty ortodontyczne. Co ciekawe, w krajach azjatyckich cieszą się popularnością ... fałszywe aparaty ortodontyczne. To pokazuje, że piękny uśmiech stał się symbolem statusu społecznego. Czy taka moda może być szkodliwa? Czy aparat stomatologiczny stał się gadżetem?
Niebezpieczne fałszywki
O ile jednak fałszywy Louis Vuitton nikomu krzywdy nie zrobi, poza ewentualną utratą reputacji, o tyle moda na fałszywe aparaty ortodontyczne może wyrządzić sporą krzywdę, o czym przekonuje dr Iwona Gnach-Olejniczak, stomatolog i ortodonta z wrocławskiej kliniki Unident Union Dental Spa. – Byłam wstrząśnięta, oglądając filmy na Youtube’ie o tym, jak ze spinacza i kolorowych koralików można zrobić pseudo aparat ortodontyczny. Przecież taka instalacja noszona w ustach to najprostsza droga do stanów zapalnych dziąseł, śluzówki policzków oraz innych parafunkcji, wynikających z niewłaściwych przeciążeń zębów, nie mówiąc już o tym, że takie rękodzieło nie ma oczywiście żadnych wartości medycznych – podkreśla stomatolog i ortodonta z ponad 20-letnim doświadczeniem. Na szczęście moda na fałszywe aparaty rozwija się na razie tylko w krajach azjatyckich. Niepotrzebne ozdoby
Ale i w polskiej ortodoncji spotykamy się z zachowaniami, którym bliżej do mody niż medycyny. Dla pacjentów najważniejszy jest na starcie wygląd aparatu. – Dopytują, czy aparat będzie miał kolorowe gumki, kryształowe zamki itd. Są gotowi płacić więcej za takie ozdoby, mimo że nie przyspieszają one leczenia, a wręcz są stosowane w aparatach starego typu – mówi dr Gnach-Olejniczak. Według eksperta najskuteczniejsze są obecnie ascetyczne aparaty bezligaturowe (np. Damon, 3M), które składają się tylko z zamków przyklejanych na powierzchnię zębów i cienkiego, metalowego drutu, który jest wklikiwany w zamek. – Ten niklowo-tytanowy drut aktywowany ciepłem to jedno z największych odkryć ortodoncji. Technologia opracowana na potrzeby programów kosmicznych NASA pozwala nam dziś leczyć wady zgryzu szybko i komfortowo. Za takie rozwiązania warto płacić, nie zaś za nic nieznaczące ozdoby, kryształki i kolorowe gumki – tłumaczy stomatolog.
Aparat-niewidka
Jakie jeszcze mody panują w świecie ortodoncji? Osoby publiczne, którym zależy na wyglądzie, są w stanie zainwestować w technologię, która sprawi, że aparat będzie niewidoczny. Dlatego aparaty samoligaturujące występują w wersji ceramicznej, to znaczy że stosuje się zamki porcelanowe, które kolorem przypominają szkliwo zębów. - W efekcie w uśmiechu widać praktycznie tylko cienkie druciki, biegnące wzdłuż łuków zębowych – wyjaśnia dr Gnach-Olejniczak i dodaje, że tzw. aparaty estetyczne kosztują kilka tysięcy więcej, ale ich wygląd nie przekłada się absolutnie na efekt terapeutyczny. – Leczenie trwa tyle samo – dodaje.
Pokolenie GOSSIP
Gadget Obsessed Status Symbol Infatuated Professionals – tak mówi się na pokolenie otoczone technologicznymi narzędziami takimi jak smartfony, czytniki, tablety. Do modnych gadżetów, które zachwycają i są obiektem pożądania, dołączają „niewidoczne” aparaty ortodontyczne.
Od kilku lat na rynku funkcjonują systemy nakładkowe, które wytwarza się indywidualnie do zgryzu danego pacjenta. Płytki, przypominające silikonowe szyny do wybielania, wymieniane są średnio co 2-4 tygodnie. Plus jest taki, że można je zdejmować do mycia zębów czy posiłków. – Nakładki sprawdzają się w przypadku niedużych wad, niestety nie są w stanie rozbudować łuków zębowych, a tego wymaga leczenie większości pacjentów w Polsce, mających zbyt wąskie łuki i przez to stłoczone zęby – mówi dr Iwona Gnach-Olejniczak. – Nawet przy małych wadach efekt medyczny jest różny, ponieważ pacjenci zdejmują nakładki na dłużej, gubią je, nie zgłaszają się systematycznie na zmianę płytek – wyjaśnia stomatolog. Nierzadko taka nakładka zostaje pogryziona przez psa, zostawiona w hotelu itd.
Kolejna moda w świecie „niewidzialnej” ortodoncji to aparaty lingwalne, czyli językowe. Zamki są przyklejane od wewnętrznej strony zębów, dzięki czemu leczenie ortodontyczne można przed światem. Ale znów pojawia się przeszkoda. - Aparatów lingwalnych nie stosuje się przy zbyt wąskich łukach zębowych, chorobach przyzębia i krótkich zębach. Wymagają też większej dbałości o higienę – zaznacza dr Iwona Gnach-Olejniczak.
Czy aparaty „niewidoczne” to faktycznie przyszłość ortodoncji? Iwona Gnach-Olejniczak: W mojej ocenie nie, skoro niektórzy zakładają fałszywe aparaty zrobione ze spinaczy, właśnie po to, by było widać, że prostują zęby. Ortodoncja to nie tylko symbol statusu, ale także znak świadomości, jak ważny jest uśmiech w życiu. Dlatego technologia koncentruje się na skuteczności leczenia, a nie na sposobach ukrycia szyn. Poza tym, gdyby aparaty „niewidoczne” były tak uniwersalne, nie widzielibyśmy tak wielu hollywoodzkich gwiazd z metalowymi drutami widocznymi na zębach. Wrocławska ortodontka widzi tylko jeden pozytyw z podrabiania aparatów. Zjawisko to może dodać pewności siebie tym, którzy wstydzą się leczenia i z tego powodu nie zakładają aparatów oraz nie leczą wad zgryzu. W ten sposób szkodzą swojemu zdrowiu (większa podatność na próchnicę, ubytki szkliwa, bruksizm itd.). Teraz mogą zobaczyć, że aparaty są przedmiotem pożądania, tak samo cennym jak oryginalna torebka Prady. I nie są zarezerwowane tylko dla nastolatków, skoro zakładają je nawet dojrzali celebryci tacy jak Danny Glover czy Faye Dunaway.