Oprócz stresu, przyczynami utraty włosów mogą być również choroby, urazy mechaniczne czy geny. Jeszcze do niedawna łysienie androgenowe nazywano inaczej łysieniem „męskim”. Dziś ciężko zakwalifikować to schorzenie jedynie panom, gdyż coraz więcej młodych i starszych kobiet także narzeka na… powiększające się na ich głowach zakola.
Łysienie androgenowe
Stanowi ponad 90% wszystkich zdiagnozowanych przypadków. Charakteryzuje się nadmiernym wypadaniem włosów w okolicach skroni (zakola) i na czubku głowy oraz „przesunięciem się” linii czoła. Główną przyczyną jego występowania, obok stresującego trybu życia, jest nadwrażliwość na DHT - związek chemiczny będący pochodną testosteronu. Ta nadwrażliwość sprawia, że kurczą się mieszki włosowe, a przez to produkcja nowych, zdrowych włosów zostaje wstrzymana.
- Problem łysienia androgenowego nasilił się w ostatnich latach bardzo mocno – mówi dr Urszula Brumer, lekarz medycyny estetycznej, właścicielka warszawskiej kliniki Dr Urszula Brumer Medycyna Młodości i ekspert w zabiegach autologicznych. – Dziesięć lat temu łysienie obserwowało się u osób po 40. roku życia. Dzisiaj coraz częściej do kliniki zgłaszają się na leczenie osoby dwudziestoletnie. Jak widać, granica, kiedy zaczynamy tracić włosy, przesunęła się bardzo wyraźnie, nawet o dwie dekady.
Łysienie u kobietKiedy łysienie androgenowe dotyka kobiety, zazwyczaj jest to oznaka tzw. hirsutyzmu, czyli nadmiernego owłosienia na ciele w okolicach „typowych dla mężczyzn”. Wiąże się to z licznymi zaburzeniami hormonalnymi oraz… wypadaniem włosów na głowie.
Zdaniem doktor Urszuli Brumer, bardzo popularne wśród łysiejących kobiet jest obecnie leczenie farmakologiczne. Niestety, nie przynosi ono oczekiwanych rezultatów. Są to bardzo często leki odwadniające, których nie zaleca się stosować permanentnie, gdyż mogą uszkodzić narządy wewnętrzne.
Do najnowszych i najskuteczniejszych metod leczenia łysienia androgenowego zalicza się mezoterapię z użyciem koktajli z peptydami lub osocza bogatopłytkowego, ale zdecydowanie najskuteczniejsze i najbardziej zaawansowane technologicznie (ale i najdroższe) są zabiegi z użyciem własnych komórek macierzystych pacjenta. O ile dwie pierwsze metody mają działanie stymulujące komórki do prawidłowego funkcjonowania oraz poprawiające krążenie (a co za tym idzie odżywienie i dotlenienie mieszków włosowych), o tyle zabiegi z komórkami macierzystymi to przede wszystkim zabiegi regenerujące, odmładzające tkanki, skórę i przydatki skóry (w tym mieszki włosowe). Dodatkowo likwidują stan zapalny w skórze oraz stymulują powstawanie nowych naczyń krwionośnych, co wpływa na poprawę odżywienia i dotlenienia skóry i cebulek włosowych. Komórki macierzyste działają dużo intensywniej i szybciej. Sprawiają, że baza komórkowa zostaje wymieniona, okolica prześwitów ma dużo lepsze ukrwienie, a nowe włosy wyrastają szybciej (nawet po 3 włosy z jednej cebulki), są zdrowsze i mocniejsze. Pierwsze efekty widoczne są już po około trzech miesiącach od wykonania zabiegu.
Łysienie plackowateZupełnie inaczej jest w przypadku łysienia plackowatego. Tu utrata włosów postępuje nierównomiernie. Najpierw zauważamy miejsca, gdzie włosy zaczynają się przerzedzać. Następnie powstają całe „łyse placki”, niekiedy obejmujące znaczny obszar głowy. Bywa, że wypadają również brwi i rzęsy.
- Osoby cierpiące na łysienie plackowate potrzebują nie tyle konsultacji z lekarzem medycyny estetycznej, ale … pomocy psychologa – mówi dr Brumer. - To może kontrowersyjne, ale prawdziwe stwierdzenie. Łysienie plackowate jest bowiem najczęściej spowodowane problemami natury emocjonalnej związanej z zaburzonymi relacjami. Dlatego podstawą jego leczenia powinna być terapia u psychologa, która pomoże pacjentom na nowo zaakceptować siebie. Warto też skorzystać z działań relaksacyjnych, takich jak: joga, masaże, pływanie na basenie. Dopiero kiedy zrobimy sobie „porządek w emocjach”, możemy myśleć o terapiach medycyny estetycznej.